Janusz Borowicz – lat pięćdziesiąt siedem,
Ukończył był żarską samochodówkę.
Odsłużył wojsko dla Polski – dla siebie,
Potem służba – kryminalna harówka.
Zaraz rodzina i dwoje dzieciaków,
Zaliczył szczytnieńską podchorążówkę
I Administrację u Poznaniaków,
Ceniony naczelnik dochodzeniówki.
Ojciec Janusza – były dzielnicowy,
Był dla syna wzorem pracowitości.
Charakter ojca i jego fachowość,
Janusz „glina” odziedziczył w całości.
Często odznaczany i nagradzany,
Dosłużył się stopnia nadkomisarza.
Niestety zdrowie i nerwy zszargane,
Naczelnikowi pracować nie każą.
Przedwczesna renta, ze służbą związana,
Stała się przymusem i koniecznością.
Postępy choroby nieubłagane,
W połowie maja odszedł do wieczności.
Pogrzeb wspaniały – maja szesnastego,
Rodzina, koledzy i przyjaciele.
Ni pocztu, ni oficjela żadnego,
Upada tradycja, co to się dzieje?
Należałoby spytać komendanta,
Mickiewicz, czy „nam chować nie kazano” ?
Czy dzisiejsza wyznaniowa banda,
Tak wystraszyła Komendancie Pana?
Gdzie honor Komendy, honor Policji,
Na cmentarzu koledzy – emeryci.
Czy, że bez księdza, nie po władzy myśli,
Wasz człowiek chowany a Wy w ukryciu?
Uczestnicy nie kryli oburzenia,
Że odprawiono Janusza w Zaświaty,
Że bez kompanii, salwy pożegnanie,
Bez oficjalnej, acz słownej „zapłaty”!!!
maj 2016 były zszokowany glina
HG Leśniczy