TO BYŁ MAJ PACHNIAŁA SASKA KĘPA….

Tą rytmiczną i łatwą do  wspólnego śpiewania  piosenką Maryli Rodowicz rozpoczął się spektakl sylwestrowy w Teatrze Lubuskim 31 grudnia roku już minionego. Nad sceną na ekranie wyświetlono słowa piosenki, publiczność podjęła nieśmiałą próbę wtórowała artystom… Będzie fajnie, pomyślałam.  Śpiewająco wejdziemy w Nowy Rok. Wszak fabuła nawiązywać miała do królowej polskiej sceny – Maryli Rodowicz. Będą Jej piosenki, będzie radośnie.  A jak było naprawdę?  Cóż … zacytuję parafrazę Gombrowicza: „No i co? Koniec i bomba – kto uwierzył, ten jest trąba!” Wprawdzie treść sztuki kręciła się wokół osoby Artystki, ale śpiewania było na lekarstwo. Nie jestem krytykiem i nie zamierzam wypowiadać się co do istoty spektaklu.  Wiem, że gusty widzów są różne. Różne są też oczekiwania. Nasze były zdecydowanie  inne. Używam liczby mnogiej, gdyż 20 osób z naszego Koła (z którymi rozmawiałam) wyraziło, delikatnie ujmując, głęboką dezaprobatę. Pal licho, że na scenie wypalono  3 papierosy, że było kilka słów uznanych za obelżywe. Reżyser zapewne chciał podkreślić atmosferę tamtych lat.  Ale, że nie usłyszeliśmy zaproszenia do  toastu noworocznego, to już nie fair. Stojące  w foyer na stolikach  szampany i kieliszki sugerowały, że będzie na to czas w przerwie. Antraktu nie było, więc toastu też. Nie było atmosfery ani sylwestrowej ani noworocznej a  widzowie teatr opuścili dziwnie szybko, by nie rzec w pośpiechu.

I to by było wszystko na temat tegorocznego spektaklu sylwestrowego.

Tekst:
Zofia Der